środa, 31 lipca 2013

To miejsce.

Jest takie miejsce, które robi na mnie ogromne wrażenie zawsze wtedy, gdy tam się zjawiam. 
To takie miejsce, które jest położone w jednym z najpiękniejszym zakątków Paryża.
W tym miejscu co roku w okresie letnim pojawia się bajeczne wesołe miasteczko.
To miejsce to Les Tuileries.

Dzisiejszy post będzie prawił właśnie o wesołym miasteczku, które zawsze już będzie mi się kojarzyło z pierwszą wizytą w ogrodach Tuileries, rok później z okrągłą rocznicą urodzin mojej Mamy, a od niedzieli będzie to także miejsce, w którym spędziłam swoje już nie naste urodziny. Bo choć nie bawiliśmy się na tych wszystkich łańcuchowych, ławkach strachu itp., i choć w tym wesołym miasteczku nie ma zbyt wielu atrakcji dla tak malutkich dzieciaczków jak Amelka, to wszystkie te kolory i wszechobecne uśmiechy na twarzach zarówno dzieci jak i dorosłych dały nam mnóstwo pozytywnej energii... 
 
Jednak, żeby nie było, że tak sobie tylko patrzyliśmy na bawiących się ludzi, to powiem Wam, że tuż "za rogiem" , za tymi wszystkimi rozrywkami jest cudowna, bajeczna wręcz karuzela. To na niej spędziliśmy większość niedzieli, a jeszcze w portfelu mam  kilka biletów na zaś ( Tatinek miał gest i kupił 10 biletów + jeszcze jeden dostał gratis ;) Tak więc jeszcze nie raz i nie dwa wybierzemy się tam z Amelką. 

Bo to chyba tylko paryskie karuzele mają ten klimat (kiedyś zrobię posta tych o tych karuzelach - obiecuję Wam i mam już kilka fotek w magazynie ;) ), że nawet ja  - duża już dziewczynka czuję się na nich jak w bajce, niczym mała księżniczka. Magia kolorów, muzyka, uśmiechnięty Pan zbierający bilety... Za każdym razem nie sposób się oprzeć wrażeniu, że karuzela wiruje, a wraz z nią nasze wspomnienia z dzieciństwa, nasze marzenia - często też te niespełnione... 

A do tego wszystkiego jeszcze ten uśmiech i piękne oczy: uśmiech i spojrzenie naszego dziecka, które to dopiero odkrywa co to konik, samolot. I czemu właśnie jemu / jej  nie pokazać jak kolorowy może być świat i nigdy nie schodzić z tej karuzeli... Poczuć się tak, jakby nic innego się nie liczyło ?

Moje urodziny zostały uwieńczone spacerem po Les Tuileries i podziwianiu wspaniałych widoków, ale to miejsce to temat na zupełnie oddzielny post ;) I tylko tym jednym zdjęciem chcę Wam pokazać, jak pięknie jest w tych ogrodach i podziękować Wam jeszcze raz za życzenia! :)

sobota, 27 lipca 2013

Bułgaria okiem Anny D.

Bułgaria to kraj, który każdy prędzej czy później odwiedzić musi! Bułgaria bowiem to nie tylko gwarancja udanych, słonecznych wakacji, pięknych, szerokich, piaszczystych plaż (ważne dla mam z małymi dziećmi), ale przede wszystkim niskich cen przystępnych dla szarego, mniej zamożnego Polaka. (Toteż od Polaków się tam roi! Ma się wrażenie jakby się było u siebie, nad naszym polskim, kochanym Bałtykiem, tylko dużo cieplejszym).

Myśląc o Bułgarii często przypomina mi się pewna sytuacja. Przez pierwszy tydzień mojego pobytu w Złotych Piaskach na niebie nie było nawet małego obłoczka. Żar bił z nieba i tylko szukało się skrawka cienia, żeby skryć się gdzieś i odpocząć… I nagle, po tygodniu czystego, nieskazitelnie błękitnego nieba pojawiła się ona… malusieńka, nawet nie biała, lecz mocno prześwitująca chmurka… Na to jeden z naszych rodaków zamieszkujących ten sam hotel stwierdził: „Ludzie, chmurzy się!” Bardzo nas tym rozbawił :) …
Kolejny plus wakacji w Bułgarii jest taki, że spokojnie dogadamy się z „tubylcami” zarówno w języku angielskim, rosyjskim jak i… w polskim. Nasi rodacy  nieźle „przysposobili” sobie bułgarskie kurorty, więc jeżeli dla kogoś porozumiewanie się w obcym języku to problem – tu martwić się nie musi!...

I znowu nasuwa mi się pewne wspomnienie… Pewnego razu potrzebne mi było żelazko. Biegnę więc do recepcji hotelowej i gimnastykuję się po angielsku, żeby mi pożyczyli. I nic. Bułgarzy nie rozumieją. Przyszedł mąż z pomocą, który kiedyś uczył się rosyjskiego i stara się dogadać. I co? I nic! Bułgarzy nadal rozkładają ręce, nie wiedząc o co nam chodzi. No więc nie było wyjścia – trzeba było na migi. Pokazuję więc rękoma gest prasowania, a pani z recepcji do mnie: „A! Żelazko?” … Nie trzeba było tak od razu?… 

Bułgarskie kurorty są naprawdę barwne, rozbudowane i mają wiele do zaoferowania. Kto nie był  nigdy w tym kraju – zapewne kojarzy mu się on z poradziecką szarością i blokowiskami. Owszem, Bułgaria jest taka, ale nadmorskie kurorty zdają się temu przeczyć. Nie ma tu szarości, są za to piękne hotele, restauracje różnych narodowości, knajpki, smażalnie ryb, liczne SPA – wszystko, czego dusza zapragnie. Śmiało można przyjeżdżać!

Będąc w Bułgarii warto zwiedzić Złote Piaski (tu mieliśmy hotel), starożytne miasto Nessebar, gdzie aż roi się od ruin cerkwi z czerwonej i białej cegły, Bałczik (czyt. Białe Miasto) z pięknymi ogrodami byłej królowej rumuńskiej, delfinarium w Warnie oraz malowniczy Przylądek Kaliakra. (Dla mnie cudo!). Te miejsca widziałam na własne oczy i mogę je z czystym sumieniem polecić :). Na potwierdzenie moich słów (że nie należy omijać Bułgarii podczas letnich podróży) do posta dorzucam kilka zdjęć. Obejrzyjcie i oceńcie sami :).
Bałczik
Bałczik
Bałczik
Bałczik
Bałczik
Kaliakra
Kaliakra
Nessebar
Nessebar
Nessebar
Nessebar
Nessebar
Złote Piaski
Złote Piaski
Złote Piaski
Złote Piaski
Złote Piaski
Pozdrawiam,
A.D.

PS Żeby nie było tak, że Bałtyk jest gorszy od Morza Czarnego muszę tu napisać o czymś, co mnie bardzo rozczarowało, podczas pobytu w Bułgarii. A mianowicie: marzyły mi się romantyczne zachody słońca z mężem u boku. (Kto kiedykolwiek był nad naszym polskim morzem, wie o czym mówię – pomarańczowe słoneczko, które „zatapia się” w wodzie…) Na miejscu okazało się, że słońce w Bułgarii zachodzi nie nad wodą, lecz „za plecami”…  więc wieczory nad Morzem Czarnym nie są tak romantyczne jak polskie. Tego Bułgarzy powinny zazdrościć nam – Polakom ;)

czwartek, 25 lipca 2013

Internetowe Love.

Jak wiadomo internet w naszych czasach jest już wszechobecny. Mało kto nie zagląda na swoje ulubione strony choć raz dziennie, a domniemywam także, że większość z nas robi to kilka razy dziennie. Zauważyliście, że jeśli chcecie komuś coś powiedzieć to wysyłacie mu wiadomość na facebooku zamiast zadzwonić ?? Mnie to się zdarza prawie każdego dnia : jedno napisane zdanie zamienia się w wypracowanie :D. Mówiąc wprost : technika nas opanowała!

Dla mnie internet stał się ważny w momencie przybycia do Paryża kiedy to Tatinek poszedł już do pracy, a ja zostałam sama w obcym mieście i czterech ścianach. Nie było wcale łatwo go założyć w domu i z tego co pamiętam internet, tv i telefon pojawiły się dopiero w naszym mieszkaniu po dwóch miesiącach pobytu tutaj. Bo a to coś było nie tak z gniazdkiem sieciowym, a to znowu pracownik tutejszej sieci nie dojechał... Pierwsze dni tutaj płynęły mi więc baaaardzo wolno, choć zajęć było całkiem sporo. Bo i okolicę trzeba było poznać no i też nadać naszemu nowemu gniazdku przyjemny charakter. Na palcach dwóch dłoni nie byłabym w stanie policzyć krzyżówek, które wtedy rozwiązałam i ilości książek, które udało mi się przeczytać. Czułam jednak, że powoli zamykam się w sobie, a też karta telefoniczna z dnia na dzień ubożeje.

Po pewnym czasie zaczęłam tez chodzić już na lekcje francuskiego, a chwilę później byłam już w ciąży, która powodowała u mnie ciągłą chęć spania. Korzystałam więc z tych minut / godzin wolności, ale wciąż mi czegoś brakowało. Tęskniłam za wszystkimi znajomymi i rodziną, nie mogłam na bieżąco się z nimi dzielić nowym życiem, paryskimi wrażeniami itp. I tak w końcu jakoś pod koniec sierpnia byliśmy już ONLINE.

Wtedy to zmieniło się bardzo dużo. Znów miałam kontakt z przyjaciółmi, którym to wylewałam swe żale i tęsknoty. Na moim facebookowym profilu zaczęło się wiele dziać - oczywiście codziennie dodawałam mnóstwo nowych zdjęć i relacji z napotkanych przeze mnie miejsc, choć często sama jeszcze nie wiedziałam jaką dokładnie te wszystkie miejsca noszą nazwę ;)

Kiedy patrzę na tamten rozdział mojego życia, to zastanawiam się czemu wtedy nie pomyślałam o pisaniu bloga - to byłoby na pewno ciekawe wyzwanie. Wszystko dla mnie było wtedy nowe, a ogrom mojego zachwytu nad tym miastem z dnia na dzień się zwiększał (więcej  pisałam o tym TU).
Może już wcześniej udałoby  mi się Was poznać i może nawet spotkalibyśmy się już nie raz w realu.  W internecie poznałam wielu interesujących, bardzo kreatywnych ludzi. Często jesteście dla mnie inspiracją, a nawet wyjmujecie mi z ust słowa (tak się sprawa ma właśnie z tym postem - pozdrowienia dla Gosi ;) ).

I to jest właśnie kolejne moje internetowe love - dzięki facebookowi i blogowaniu otworzyłam się na nowe znajomości. Spotkałam tu wiele fantastycznych ludzi i chcę wiedzieć, co u nich słychać ! I może faktycznie to siedzenie przed komputerem zajmuje ogromnie dużo czasu, ale to taka chwila dla mnie, dla Was ! . Wszystko w życiu należy wypośrodkować, bo kiedy jestem z Amelką staram się tu nie zagladać. Teraz na przykład śpi sobie smacznie, bo znów zrobiła nam pobudkę kilka minut po 6. Już sama nie wiem czy to przez te upały, czy może jeszcze po szczepionkach krócej nam śpi. Może po prostu aż tyle snu już nie potrzebuje ? Wszystko się okaże !

Nigdy jednak nie dopuszczę do sytuacji jaka ma miejsce na obrazkach poniżej. Wieczorami więc mój drogi Tatinku - bo wiem, że to przeczytasz - masz szlaban na komputer i ja też. Bo inaczej zaczniemy o sobie się więcej dowiadywać z internetu, niż ze zwykłych pogaduch przed snem !! :P
Powoli zdaję sobie sprawę z tego, że jestem już trochę uzależniona o tego internetu, ale chcę mieć kontakt ze wszystkimi znajomymi, chcę oglądać ich zdjęcia z wakacji, dzielić się z nimi spostrzeżeniami i widzieć jak ich dzieci się rozwijają ! Ze względu na to, że mieszkamy teraz tak daleko tylko w ten sposób możemy się wzajemnie wspierać i choć trochę czuć się jak dawniej, kiedy to jeszcze spędzaliśmy ze sobą prawie każdy dzień. I już nie mogę się doczekać kiedy ich wszystkich wyściskam i w końcu wypiję z nimi kawę twarzą w twarz, a nie tylko tą taką paozjową, o której tak często Wam piszę !! Z kilkoma z Was właśnie dzięki internetowi mam lepszy kontakt niż kiedyś, więc jak tu nie kochać tego facebooka !! :)

Oczywiście pojawia się także obawa o to, jak to będzie : czy znajdę czas na Wasze blogi, na tak częsty kontakt ze światem wirtualnym. Jednak zdrowo do tego podchodzę i wiem, że to nie ucieknie ! Wszystkie zaległości przecież można zawsze nadrobić ! A statystyki ?? Kto będzie chciał zostać w Krainie Paozji, to zostanie i będzie czekał na nasz powrót !

Dobrego dnia Kochani i do usłyszenia / zobaczenia / przeczytania :*

wtorek, 23 lipca 2013

Polka na emigracji - konkursidło.

Nadeszła wiekopomna chwila i oto w Krainie Paozji możecie wziąć udział w drugim już konkursie :) Tym razem do zabawy dołącza także Nelusiovo, które pewnie już dobrze znacie oraz wspaniali sponsorzy, którzy obdarują Was swoimi cudeńkami!


Nelusiovo & Paozja
zapraszają na konkurs "Polka na emigracji".
23.07.2013 - 28.07.2013

Do wygrania dwie wspaniałe nagrody:

Pierwsza dla dziecka:

Bajkowa bransoletka Elmo pod wymiar rączki od Onlyhope.
Druga dla Mamy lub jej córeczki :

Torebka - laleczka od NinuMilu. To Wy wybierzecie sobie tą, która spodoba się Wam najbardziej! Oto wzory do wyboru :



Regulamin konkursidła :

1. Napisz w kilku zdaniach (max 5 zdań) za czym tęskniłabyś najbardziej wyjeżdżając za granicę lub za czym tęsknisz mieszkając w innym kraju ?

WAŻNE: Tekst umieść na jednym z blogów pod postem konkursowym. Wystarczy odpowiedź na jednym z blogów (Nelusiovo lub Paozja).

2. Polub facebookowe strony : Nelusiovo i Paozja oraz naszych sponsorów: Onlyhope i NinuMilu.

3. Udostępnij plakat na swoim profilu FB.

4. Konkurs trwa od 23.07.2013 do 28.07.2013. Wyniki ogłosimy do 3 dni po zakończeniu konkursu.

Czekamy na Wasze kreatywne odpowiedzi i zachęcamy do wspólnej zabawy :)

poniedziałek, 22 lipca 2013

Wakacyjnie.

Tak sobie siedzę na facebooku czy też blogowych wpisach i wciąż oglądam Wasze zdjęcia z polskich plaż lub innych zagranicznych miejscowości. I wiecie co ? To ja Wam zazdroszczę tego piasku pod palcami, tego wiatru od morza, wschodów i zachodów słońca. A przede wszystkim tego oderwania się od codzienności, od wielkiego miasta i ogromnej ilości samochodów, a w przypadku Paryża - również i skuterów. 

I tak sobie zamykam oczy, wyobrażając sobie, że to ja jestem na plaży, wiatr przyjemnie wieje od morza, wokół nie ma nikogo, panuje zupełna cisza przerywana szumem fal... I oto następuje koniec, bo przychodzi do mnie Amelka i czar pryska ;-)). 

Już niedługo jednak nadejdzie - mam nadzieję - pora odpoczynku, bo i my wybieramy się na wakacje do Polski. I może nie będziemy mieć domku nad samym morzem, ale jedziemy do rodziny, do dziadków Amelki, a to jeszcze wspanialsze plany! Nie widzieliśmy się z nimi już naprawdę długo. Mojej mamy nie widziałam już od Bożego Narodzenia, Rodzice Tatinka i mój tata wyjechali od nas w maju... Kiedy więc to było ?! To niby tylko trzy miesiące, a jednak wydaje się to ogromny szmat czasu! Amelka w tym czasie  urosła, bardzo się zmieniła i stała się bardziej samodzielna :). I być może to wszystko widać na skypie lub zdjęciach, ale to jednak nie to samo. W końcu dziadkowie będą mogli ją znowu przytulić, a z całą pewnością bardzo im tego brakuje. A ja znowu będę dumna, bo na pewno nauczą Amelkę czegoś nowego, być może także będą spędzać z nią więcej czasu niż ja ;). W głębi duszy chyba nawet na to liczę, bo oprócz relaksu zależy mi na także na spotkaniach ze znajomymi ! :)

Tak to już jest na tej emigracji, że najbardziej tęskni się za naszymi bliskimi. I choć mieszkając w kraju często nie pojawialiśmy się z Tatinkiem w naszych rodzinnych domach, to teraz choć na chwilę bardzo byśmy chcieli się tam znów zjawić !  Oboje pochodzimy z małego miasta  w świętokrzyskim - Skarżyska - Kamiennej i tak się składa, że teraz nam się tęskni mocno za tym spokojem, który tam panuje. Około godziny 21 nie spotkacie tam bowiem na ulicy żywej duszy, większość sklepów w niedzielę jest również pozamykana. Nie ma tam turystów (choć oczywiście wszystkich zapraszamy do naszego Muzeum Orła Białego!); nie jest tam głośno, a jedyne co słychać w okolicy domu Tatinkowych rodziców to szczekanie piesków ! :) Jeśli tylko pogoda dopisze to będziemy tam grillować, szaleć z Amelką na trawie i pluskać się w basenie ! :) 

A poniżej kilka zdjęć ogrodu, w którym ten czas spędzać będziemy :) Zostały one zrobione w dniu naszego wylotu do Paryża, więc mają dla mnie szczególną wartość. Z tej całej sesji jest także kilka zdjęć mych wyjazdowych wzruszeń i łez, ale tego Wam oszczędzę ;).

Być może uda mi się także spotkać ze wspaniałymi Dziewczynami, które poznałam dzięki Paozji... Nie mogę się już doczekać i mam nadzieję, że Wy także (bo już z kilkoma z Was wstępnie się umówiłam ;) ).  Byłoby wspaniale spotkać się na kawie, poznać Wasze piękne dzieciaczki i po prostu porozmawiać - tak w realu, a nie za pomocą słowa pisanego!

W Polsce będziemy jedynie 11 dni. Grafik więc wydaje się być napięty, ale wszystko jest do zrobienia ! Bardzo bym chciała odwiedzić Warszawę, gdzie wcześniej pracowałam i toczyło się całe moje życie, ale także być może uda się mi odwiedzić Kraków :). Zobaczymy jak to będzie, ale z całą pewnością nie mogę się już doczekać !!!

Polsko tęsknię za Tobą i już niebawem przybywam !!! 

A tymczasem Wy Kochani już dziś zacznijcie trenować swoją kreatywność, bo już jutro rusza konkursidło ze wspaniałymi nagrodami :)  Więcej szczegółów na moim facebookowym profilu jutro około południa :*

piątek, 19 lipca 2013

Podziękowanie za wyróżnienie :)

Poprzednim razem, gdy zostałam nominowana do "Liebster Blog Award" byłam szarym, małym żuczkiem i nie miałam pojęcia, jak wspaniały etap rozpoczęłam w moim życiu ! :) Nie spodziewałam się, że tyle radości da mi blogowanie i że tyle wspaniałych osób poznam w wirtualnym świecie ! Dziękuję Wam wszystkim za Wasze wizyty na blogu, na funpagu... Za Wasze komentarze i lajki. Za liczbami wyświetleń bloga stoicie Wy, a ja często nie mogę uwierzyć, że aż tyle osób czytuje moje notki ! :)
 
Pewnie już wszyscy wiemy, na czym polega wyróżnienie “Liebster Blog Award", ale tak dla porządku tego typu postów poniżej krótka definicja :)

,,Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za “dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów  więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.” 
 
Dla mnie jest to możliwość poznania nowych blogów, ale przede wszystkim także bliższe zaznajomienie się z Autorkami blogów, które codziennie czytuję :). Wy natomiast możecie się dowiedzieć czegoś więcej o mnie, bo ja z ręką na serduchu zawsze w odpowiedziach wpisuję to, co mi pierwsze na myśl przyjdzie :). A więc do roboty !

Nominacja od : NinuMilu 
  1. A po pracy : obecnie jestem z córką w domku, ale jak tylko ją położę to czytam książkę, oglądam coś w TV, czytuję blogi.
  2. Niedzielne popołudnie : spędzam z rodziną.
  3. Imię dla kota SMERF :)
  4. Rower czy auto? auto. 
  5. Kto wiesza pranie? ja :)
  6. Dokąd na obiad? do francuskiej knajpki :)  
  7. Płaski brzuch czy słodkie krągłości? płaski brzuch.
  8. W kaloszach czy na szpilkach? w szpilkach. 
  9. Jako która jesz śniadanie? ostatnia :) 
  10. Co robisz tylko dla siebie? piszę bloga, czytam książki :-) 
  11. Co sprawia, że łapiesz wiatr w żagle? szczęśliwi ludzie wokół mnie.

Nominacja od : Nelusiovo
  1. Ile chcesz mieć dzieci? dwójkę.
  2. Wymarzone bądź ulubione miejsce? plaża nad morzem.
  3. Pierogi czy kopytka? pierogi !
  4. Mój mąż jest najlepszym tatą pod słońcem !
  5. Ulubiony sklep to : wybieram z ofert kliku sklepów, nie mam faworyta.
  6. Ostatnio przeczytałam: "Paryski szyk. Podręcznik stylu", ale to już wiecie , bo na blogu jest notka o tym :)
  7. Styl sportowy czy elegancki? sportowa elegancja :)
  8. Moim autorytetem jest ? nie mam autorytetu takiego jedynego, podziwiam osoby kreatywne i dążące do wyznaczonych celów.
  9. Ulubiony kolor? turkusowy.
  10. Pierwsza myśl po porodzie? nie pamiętam, było ich tysiące ! :)
  11. Pierwsze słowo Twojego dziecka/ dzieci ;) mama :)))
Nominacja od : La Mamma
  1. Kot czy pies? kot.
  2. Słone czy słodkie? słodkie.
  3. Wyjazd nad morze czy wspinaczki górskie? morze.
  4. Niebieski czy biały? niebieski.
  5. Na łyżwy czy na rolki? łyżwy.
  6. Rowerem czy samochodem? samochodem.
  7. Moja ulubiona książka : "Jeździec Miedziany" P. Simons.
  8. Mój ulubiony zespół? Lubię muzykę Lana Del Rey.
  9. Wymarzone wakacje byłyby w jakim kraju? obecnie marzy mi się Dubaj :)
  10. Spódnica czy spodnie? spódnica.
  11. Kino czy książka? książka.
Bardzo pięknie dziękuję za te wyróżnienia, dodajecie mi skrzydeł :))

A teraz blogi, które czytuję każdego dnia i mam stały kontakt z nimi także na facebooku :) Nie wiem, czy wyjdzie ich aż 11, ale przecież nie o to tu chodzi :)

Taaaa--dammm oto moje nominacje w kolejności zupełnie przypadkowej :


Inspirujecie mnie Dziewczyny i sprawiacie, że nie czuję się sama w tym matkowaniu! Dzięki !! :*

I teraz pytania do Was : 
  1. Kiedy dziecko śpi - ja ?
  2. Kiedy pada deszcz - my ?
  3. Kiedy jest mi smutno -  to?
  4. Kiedy zamykam oczy - to  ?
  5. Kiedy myślę o przeszłości - to ?
  6. Kiedy patrzę w lustro - to ?
  7. Kiedy otrzymuję prezenty - to ?
  8. Kiedy moje dziecko się uśmiecha - ja ?
  9. Kiedy wyrywasz się na zakupy - to ?
  10. Kiedy jedziesz na wakacje - to ?
  11. Kiedy blogujesz - to ?  
To na dziś tyle :) Życzę wszystkim Wam udanego piątku i weekendu :) U nas zapowiadają dużo, dużo ciepła i spędzimy go poza domem :) buuziaki i jeszcze raz dzięki, że jesteście !

PS: tak liczę te moje ulubione blogi i jest ich faktycznie  11 !! :)

czwartek, 18 lipca 2013

Najlepszy kryminalny serial ever !

Może to i kiepski pomysł na wieczór, kiedy młode małżeństwo zasiada przed TV tuż po położeniu dziecka spać. Bo przecież można mieć wiele ciekawszych i bardziej kreatywnych zajęć od tego. Można nadrobić wklejanie pierwszych zdjęć  do albumu swej już prawie półtorarocznej córki, bo przecież czeka kolejnych trzy tysiące... Można po prostu położyć się obok siebie i porozmawiać, albo nawet pomilczeć, odpocząć...

Ale nie ! Ja i Tatinek wciągnęliśmy się w serialowe - love i wczoraj oboje padnięci po całym dniu, siedzieliśmy przed TV i do 1 w nocy oglądaliśmy końcówkę drugiego sezonu "The Killing". Ktoś słyszał o tym serialu?  A może oglądał?
"The Killing" to amerykański serial kryminalny, często porównywany z "Miasteczkiem Twin Peaks", choć ja takiego skojarzenia akurat nie miałam. Jest oparty na duńskiej produkcji "Forbrydelsen" i opowiada o zawiłym śledztwie w sprawie brutalnego morderstwa młodej dziewczyny. Akcja serialu toczy się w Seattle, które według mnie jest najbardziej depresyjnym miastem na Ziemi ! Tam codziennie pada deszcz, wciąż jest szaro i ponuro. Nie wiem jak długo potrafiłabym wytrzymać w takim miejscu, a dodatkowo jak mogłabym prowadzić tam zwyczajne życie jak przedstawiona już na samym początku pierwszego sezonu rodzina Larsenów. To ich właśnie losy śledzimy już od pierwszego odcinka, kiedy to dowiadujemy się, że ich córka zostaje brutalnie zamordowana. 
Odnalezieniem sprawcy zajmuje się detektyw Sarah Linden, która wraz ze swoim policyjnym partnerem detektywem Stephenem Holderem, poświęca swoją rodzinę, a nawet i zdrowie w imię pomszczenia zmarłej dziewczyny. Dla mnie główna bohaterka, czyli detektyw Linden jest najbardziej ponurą kobietą jaką widziałam na oczy, ale błyszczy swoją niezwykłą spostrzegawczością i trafnymi przeczuciami. Rola Holdera to natomiast jedna z moich ulubionych, wśród wielu przekleństw i błędów, jakie on popełnia, sposób jego mowy i poczucia humoru jest dla mnie obecnie numerem jeden! Ciekawa jestem jakiego Wy będziecie / jesteście zdania.

Ważną, jak nie najważniejszą cechą tego serialu jest brak możliwości przewidzenia, kto tak naprawdę zamordował Rosie Larsen. Od samego początku moje typy wcale się nie sprawdzały, a i Tatinek, który zawsze wie po pierwszych kilku minutach, kto winien będzie, tym razem błądził po omacku. Do ostatniego odcinka, do ostatnich jego minut wątek kryminalny przeplata się z wątkiem politycznym. A wiadomo do czego ta mieszanka może doprowadzić :). Już po pierwszym  sezonie zapragnęłam przeczytać książkę z taką samą fabułą, ale jednak do tej pory nie wyszukałam jej na półkach sklepowych. Mam ogromną nadzieję, że kiedyś takowa powstanie i na pewno ją kupię !

Zdradzić więcej nie mogę, by nie psuć Wam przyjemności oglądania. 
Obejrzyjcie jednak ten serial na pewno, daje wiele do myślenia. Nawet dla nas mam, ciotek, wujków, tatusiów itp zawiera bardzo dużo cennych wskazówek. Często zajęci problemami w pracy, codzienną gonitwą za tak na prawdę nie wiadomo czym nie widzimy tego, co najważniejsze. Coś nam umyka, być może nawet odsuwamy się od siebie ...

A oto trailer pierwszego sezonu. Enjoy :)

wtorek, 16 lipca 2013

Życie cudem jest.

Kto śledzi mojego facebooka ten wie, że właśnie dziś mija 15 miesięcy odkąd jesteśmy razem z naszą Żabuszką. Od jej narodzin cały świat nasz mały stanął na głowie i kiedy ktoś mnie pyta, co u nas słychać to pierwsze o czym myślę to nowe umiejętności Amelki, jej uząbkowany już uśmiech i jej ciągłe rozprawianie o tym, co się wokół nas dzieje. 

Bo teraz mówiąc wprost żyć mi nie daje - wciąż "Mama" i "Mama" :) Nawet otworzonej szuflady człowiek nie może zostawić, albo kubka po porannej kawie na stoliku, bo Amelka  - porządnisia wskazuje rączką, że tak przecież to wszystko nie powinno wyglądać ! :) I po chwili znowu słyszę : "Maamaaaaaa" !! I pokazuje, że chce się przytulić lub że spineczki na głowie wciąż grzecznie nosi ( a w tym temacie odnotowałyśmy znaczną poprawę i tylko wtedy, gdy jest zmęczona uparcie rozplątuje te swoje kucyki :).

Z Tatinkiem mieliśmy to ogromne szczęście, że jeszcze nie zdążyliśmy jeszcze tak naprawdę pomyśleć o dziecku, a już pojawiły się pierwsze mdłości (których to nawiasem mówiąc początkowo nie skojarzyłam z ciążą --> jakbym była nastolatką zupełnie :D ). Ciąża również przebiegała bardzo spokojnie i choć odczuwałam potworne zmęczenie, to każdej z nas życzę takiego jej przebiegu i potem szybkiego porodu. Amelka bowiem wyskoczyła w 3 godziny na ten świat i z całą pewnością nie mogę opowiadać Wam, jak to było mi podczas tego czasu źle i jak bardzo już nie chcę rodzić ! Z tego dnia nie pamiętam żadnego bólu, pamiętam jedynie, że miałam jakieś tam skurcze i twarz Tatinka, który je obserwował na monitorku. Nie powiem Wam na pewno, że poród to najgorsze, co mnie spotkało, bo to wcale najgorsze nie było. Gorzej wspominam anginę, którą przeszłam kilka lat temu lub na przykład sobotni ból głowy, bo tedy to miałam wrażenie, że już zejdę z tego świata.
  
Codziennie więc, po każdej przespanej nocy dziękuję Bogu za Amelkę. Za to, że jest zdrowa. Za to, że tak szybko przyszła na świat. Za to, że trafiłam na dobrego lekarza, mimo tej całej emigracji i totalnej nieznajomości języka w klinice daliśmy radę.  I wiem, że naprawdę jest za co dziękować, bo nie każdy ma to szczęście zostać rodzicem zdrowego maluszka... 

Gdyby tak się dało, gdybym tylko potrafiła spowodować, by każdy, kto zapragnie zostać rodzicem miał to ogromne szczęście, co my - zrobiłabym wszystko, ale to wszystko, by tak się stało. Niestety często w ostatnim czasie słyszę, że coraz więcej osób ma problemy z zajściem w ciążę, a leczenie farmakologiczne rezultatów nie przynosi. Chcę jednak wierzyć i muszę wierzyć, że każdy kto tylko zechce - zostanie rodzicem i dozna tego uczucia, które mnie tak bardzo rozpiera.

Nie mogę także patrzeć na to, co wciąż możemy zobaczyć w mediach. Aż mnie ponosi werbalnie i w czynach, kiedy słyszę, że kolejne dziecko zostało pobite przez rodziców, wyrzucone na śmietnik czy nie daj Boże - zostało znalezione gdzieś na strychu po wielu miesiącach od swojej śmierci ! Jak tacy ludzie mogą żyć ze świadomością swej brutalności !? W głowie mi się to nie mieści i często się pytam sama siebie : gdzież jest ta sprawiedliwość, która takich ludzi potrafi obdarować wielkim szczęściem, skoro oni nie są na to gotowi ? Wciąż jednak nie mam odpowiedzi na te pytania i pewnie nigdy nie uda mi się ich znaleźć...

Wspominając swoje dzieciństwo, nie mogę zapomnieć o tym, że moja mama na wszystkich filmach czy reportażach, w których głównym tematem była krzywda dziecka, płakała i wyzywała rodziców tych dzieci. Nie byłam w stanie tego pojąć - aż do teraz. Kiedy oglądam coś w TV i np. matka umiera, albo odchodzi w siną dal, bo chce być szczęśliwa, wyzywam los i nie mogę się pozbierać, po tym co zobaczyłam. To jest jakieś niepojęte, bo przecież to tylko film / program / fikcja... A jednak coś się w tej mojej matczynej głowie poprzestawiało...
I za jakiś czas to moja Amelka powie : "Weź mamo nie rób wiochy", kiedy to będę płakać wysyłając na kolonie czy na wycieczkę szkolną. To jest nieuniknione i coraz częściej zdaję sobie sprawę z upływu czasu. Patrzę na nią, gdy tuli swoją lalę lub kiedy karmi ją ugotowaną przez siebie zupą ;- )) i widzę siebie wpychającą jakieś mięso w buzię lalek (w niektórych lalkach pewnie jakieś pozostałości tego jedzenia jeszcze gdzieś są :D ).

Na koniec zdradzę Wam też pewien sekret. 

W kwietniu tego roku przyszła na świat malutka Kruszynka. Urodziła się w  27 tygodniu ciąży i przez ostatnie 3 miesiące była pod opieką lekarzy. Dziś jednak jest już w domku ze swoimi rodzicami piękna i zdrowiutka. Bardzo mocno wierzyłam, że to na pewno tak się skończy, bo nie mogło być inaczej ! Tym, którzy wiedzieli o narodzinach tej Kruszynki bardzo dziękuję za wsparcie  :*